czwartek, 11 października 2012

Uhu-ha, nasza zima (i jesień, i jesień też) zła!

bielizna termoaktywna
Dziś rano, gdy wychodziłem do pracy, chyba po raz pierwszy od wiosny poczułem, że lato odeszło. Niestety, zerkając zaspanymi oczyma za okno – na termometr zawieszony na moim drugim piętrze – ujrzałem smutną cyfrę zero, przy której utkwił nieszczęsny pasek z rtęci. „Cóż – pomyślałem – niedobrze, że to już, ale w końcu trzeba będzie się przyzwyczaić, nie poradzimy nic. Przyda się bielizna termoaktywna, którą kupiłem w zeszłym tygodniu z myślą o wyjeździe w góry.”


Tak – bielizna termoaktywna kupiona po to, by móc cieszyć się komfortem cieplnym w najgorszych warunkach okazała się strzałem w dziesiątkę już 11 października w jednym ze śląskich miast, czyli – jakby nie spojrzeć – ledwo koło dwadzieścia dni po pierwszym dniu kalendarzowej jesieni, a dwa – w miejscu, które przecież biegunem zimna na pewno nie jest. Zapomniałem, jak to u nas w Polsce jest: trzy miesiące lata i dziewięć pluchy, deszczu, zawieruch, zimy i szarości.

Stąd też moje refleksje na temat grupy odzieży związanej z tematyką tego bloga (wspomniana już bielizna termoaktywna wchodzi oczywiście w jej skład): „aktywna odzież”, jak też zdążyłem ją skrótem myślowym określić, idealnie nada się w naszych warunkach nie tylko podczas wędrówek w ciężkim terenie. Wszyscy pewnie macie świadomość, jak wygląda nasza zima – nie dość, że jest bardzo, ale to bardzo nieprzyjemna pod względem estetyki, to zdarzają się okresy naprawdę mało sympatyczne, jeśli idzie o warunki pogodowe. Warto więc teraz, póki jeszcze nie jest całkiem źle, przygotować się na to, co pewnie nastąpi już za półtora miesiąca czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz